Zdalne nauczanie okiem wychowawcy – rozmowa z Panią Katarzyną Helwing z PSP nr 5 w Opolu
TK: Nauczanie zdalne musiało być prawdziwym wyzwaniem. Informatykę jeszcze jestem sobie w stanie wyobrazić, język angielski już zdecydowanie ciężej, a Pani dodatkowo pełni jeszcze niezwykle ważną rolę wychowawcy w jednej z klas. Jak udawało się Pani porozumieć z np. najbardziej niesfornymi czwartoklasistami?
KH: Nie ukrywam, że początki były trudne, ale mam wrażenie, że po tak długim czasie stało się to już zdecydowanie łatwiejsze. Generalnie, może mi Pan wierzyć lub nie, ale stawiam na taką otwartość z moimi uczniami i za każdym razem jak przechodziliśmy na nauczanie zdalne to tłumaczyłam im, że wszystko, co robią, robią przede wszystkim dla siebie. Z wszystkiego, czego się nauczą to oni będą czerpać, nie nauczyciele, to nie jest również dla ocen, dla rodziców. Adekwatnie – to, co sobie odpuszczą na nauczaniu zdalnym będzie ich problemem w późniejszym czasie. Wspominał Pan o byciu wychowawcą – tak jestem wychowawcą obecnej klasy czwartej. Pełnię tę funkcję z ogromną dumą, radością, ale nie ukrywam, że jest ona również powodem wielu bezsennych nocy czasami. Jeśli chodzi o kontakt podczas nauczania zdalnego to najtrudniejszy jest ten brak relacji z dziećmi. Nie chodzi mi tutaj o kamery, tylko o to, że kiedy jesteśmy w szkole to ja widzę jak dzieci się zachowują, ich reakcje, czy są zmęczone, czy smutne, czy szczęśliwe. Widzę ich zaangażowanie. W nauczaniu zdalnym tego nie ma i to jest najtrudniejsze. Natomiast myślę, że technologia daje nam jednak dużo możliwości, dzięki niej możemy się połączyć, usłyszeć, zobaczyć i uzyskać takie półśrodki, które gdzieś tam dają nam namiastki kontaktu. Zawsze powtarzałam dzieciakom – najważniejsze, że się widzimy i słyszymy albo chociaż słyszymy, że jesteśmy razem, bo gdyby nie technologia to w ogóle mielibyśmy problem. Zawsze ustalam także z dzieciakami wspólne zasady, ponieważ jestem zdania, że one współtworzą proces uczenia, a nie tylko biorą w nim udział. Dlatego dla mnie głos uczniów jest bardzo ważny, staram się ich słuchać i myślę, że właśnie w taki sposób sobie radziliśmy.
TK: A czy po doświadczeniu z nauczaniem zdalnym obserwuje Pani lepsze oswojenie z komputerami wśród swoich uczniów? Może zyskali jakieś inne, nowe umiejętności?
KH: Jeśli chodzi o oswojenie ze sprzętem to myślę, że tutaj obecne pokolenie nie ma się już z czym oswajać, bo oni praktycznie rodzą się z technologią. Natomiast myślę, że uczniowie sporo zyskali na nauczaniu zdalnym. Przede wszystkim musieli nauczyć się samodzielności i to bardzo szybko, ponieważ rodzice nie zawsze mogli im towarzyszyć podczas tych lekcji, nie zawsze mogli im pomóc. Tak więc nie dość, że musieli się samodzielnie połączyć na lekcję, to jeszcze musieli samodzielnie rozwiązać wiele różnych zadań – interaktywnych lub nie, przesłać je do nauczyciela i to w ograniczonym czasie. Myślę, że to nauczyło ich takiej kreatywności. No i oczywiście sprawdziany – wiadomo, że on-line uczniowie bardzo często współpracowali i tutaj mówię całkowicie poważnie – uważam, iż jest to świetna umiejętność, którą zdobyli, bo potrafili się podzielić materiałem, a następnie pracować w grupie na odległość, co z pewnością przyda im się w przyszłości. Uważam, że nauczanie zdalne bardzo usamodzielniło uczniów.
TK: Jak Pani odnajdywała się w zdalnym nauczaniu? Co sprawiło największe trudności – szczególnie w odniesieniu do przedmiotów, których Pani naucza? I czy może jest coś co zdawało w pracy zdalnej z uczniami egzamin?
KH: Początki były trudne. Było wiele nieprzespanych nocy, żeby znaleźć najbardziej efektywne i efektowne materiały i sposoby przekazania uczniom wiedzy. Wiedza merytoryczna to jest jedno, ale zachowanie tej relacji, kontaktu z dziećmi to było najtrudniejsze. Jak prowadzimy lekcję to my jesteśmy zaangażowani, natomiast jak dzieci siedzą po tej drugiej stronie, mając tych lekcji 7, czy 8 i mają słuchać to my naprawdę musieliśmy niejednokrotnie stawać na rzęsach, żeby ich zaangażować. Aby zachować wspomnianą relację, kontakt z uczniami starałam się zadawać dużo pytań – w stylu: „Czy wiecie co zrobić?”, „Czy wszyscy wiedzą, w którym jesteśmy miejscu?” i prosiłam ich o zadawanie pytań do konkretnego tematu. Nie pytałam czy wszyscy rozumieją, bo z reguły daje to bardzo kiepski efekt, bo jest takie chóralne „taaaak” albo cisza, więc prosiłam ich o zadanie jednego, dwóch, czy trzech pytań do jednego tematu, dzięki czemu wiedziałam też, że tam są, że wiedzą, co robimy i, że nie śpią (śmiech). Czy jest coś, co się sprawdzało konkretnie? Myślę, że nie. Nie ma takich uniwersalnych środków moim zdaniem, bo każda klasa jest inna. Wszystko zależy od dnia, indywidualnie od uczniów, więc coś, co sprawdza się w jednej klasie, w innej może być kompletną porażką. Musimy bardzo często patrzeć na to i słuchać, co do nas mówią i dostosowywać do nich.
TK: To kto lepiej zniósł przeniesienie się do cyfrowej rzeczywistości – nauczyciele czy uczniowie?
KH: To jest bardzo trudne pytanie (uśmiech). Myślę, że trudno jest tutaj generalizować, bo są różni uczniowie i różni nauczyciele. Chyba skłonię się w kierunku tego, że uczniowie, ponieważ dla nich ta technologia jest jednak czymś takim naprawdę naturalnym i wydaje mi się, że oni szybciej się do tego przyzwyczaili niż my.
TK: Ma Pani jakieś swoje sprawdzone sposoby zdalnego przekazywania wiedzy? W jaki sposób skupić uwagę dwudziestu kilku uczniów, którzy siedzą w swoich domach, gdzie jest wiele czynników, które mogą rozpraszać ich koncentrację?
KH: Nie jest to łatwe zadanie i znowu nie ma złotego środka, nie ma sprawdzonej metody, która zawsze zadziała w 100%. Ja wypracowałam sobie taki sposób, że udostępniałam uczniom karty pracy, przygotowane wcześniej, w takiej formie, która była dla nich interaktywna, a później w trakcie lekcji wspólnie notowałam wypracowane razem materiały, odpowiedzi w pliku. Po ukończonych zajęciach uczniowie dostawali taki gotowy plik, a te czyste materiały każdy z uczniów dostawał w swojej kopii. Dzięki temu jak ktoś był nieobecny to mógł samodzielnie wykonać zadanie, a później sprawdzić je z plikami, a jak byli uczniowie, którzy są wybitnie energooszczędni to mieli gotowe notatki i nie byli stratni. Wydaje mi się, że to sprawdzało się w bardzo dobry sposób i właściwie nadal z tego korzystam mimo powrotu do szkoły.
TK: A jak układała się współpraca z rodzicami podczas nauki zdalnej ich pociech? Trudniej było w Pani odczuciu nawiązać z nimi kontakt, relację?
KH: Szczerze powiem, że nie widzę różnicy między nauczaniem stacjonarnym i zdalnym a kontaktem z rodzicami, ponieważ ja jestem tego typu wychowawcą, który nie czeka do zebrania, czy konsultacji, tylko jak coś się dzieje to od razu kontaktuję się z rodzicami. Rodzicom zależy na dobru ich dzieci, mi również zależy na dobru naszych dzieci – przywłaszczam sobie nieco dzieciaki (uśmiech), więc myślę, że ta współpraca czy to zdalnie, czy stacjonarnie nie ma tutaj żadnej różnicy.
TK: Podgląda Pani innych nauczycieli, aby czerpać z nich inspirację do swoich lekcji? A może są inne źródła, po które Pani w tym celu sięga?
KH: Generalnie w życiu zawodowym i prywatnym kieruję się taką dewizą, że mądry uczy się stale, a głupi wcale, więc każdą możliwość staram się wykorzystać. Staram się brać udział w lekcjach otwartych koleżanek i kolegów, jestem członkiem wielu grup na forach społecznościowych – Pinterest to jest mój najlepszy przyjaciel (uśmiech). Także, gdy tylko mogę się czegoś nauczyć, to staram się to robić. Śledzę nowinki, czytam różne rzeczy, biorę udział w szkoleniach, webinarach, konferencjach. Naprawdę staram się czerpać motywację do pracy i jakieś inspiracje na każdym kroku. Czy to zakupy, czy to kino, czy też spacer z rodziną staram się zawsze znaleźć coś, co będę mogła później na lekcji wykorzystać. Myślę, że jest to bardzo ważny aspekt, bo to, że jest się nauczycielem nie znaczy, że tylko my uczymy dzieci, ale my również uczymy się od dzieci.
TK: Jakie dałaby Pani wskazówki, rady dla nauczycieli, którzy dopiero zaczynają swoją pracę w edukacji i na starcie przyszło im się zmierzyć ze zdalnym nauczaniem?
KH: Przede wszystkim zaufajcie swoim uczniom. Zaufajcie sobie. Słuchajcie się nawzajem i pamiętajmy, że po drugiej stronie komputera to są nadal nasi uczniowie, to są nadal nasze dzieci. Oni są niedoskonali, popełniają błędy, my jesteśmy niedoskonali i również popełniamy błędy, mogą zdarzyć się problemy techniczne, może zdarzyć się gorszy dzień, to wszystko nic dopóki robimy to, co kochamy, dopóki dzieci nam ufają, czują się bezpiecznie i wiedzą, że ich słuchamy to mają chęć do pracy, a jak dzieci mają chęć do pracy to myślę, że wszystko się uda.
Komentarze
Nie ma żadnych komentarzy